Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   147   —

się piwo i nowa era i nowa polityka wyszumi, my przyjdziemy znowu...
Tak zapewne dumali politycy dwóch barw przez chwilę milczenia, która zaległa.
Pani Ostrzeszewska powstała, aby się pożegnać. Zatrzymywała ją dla zasady gościnności pani Siecińska, ale słabo. Matrona była zimna. Wprawdzie, gdy już na dobre wychodziła, wszyscy zdwoili grzeczność wobec niej, wyrywając nawet służącemu i podając jej płaszcz, ale pani Ostrzeszewska, przyzwyczajona do attencyi, na takie plewy się nie brała. Zdanie jej w polityce zostało dzisiaj pominięte, a to się mogło zemścić kiedyś na kraju, zaraz zaś jutro na osobach prywatnych. Wtem Kostka znalazł się genialnie:
— Ach, szanowna pani była łaskawa przysłać mi ten cyrkularz... pour votre oeuvre. Jeszcze nie odpowiedziałem, bo tyle jest teraz do roboty. Czy mógłbym złożyć mój skromny datek na ręce pani?
Wyjął storublówkę i uprzejmie podawał ją matronie.
— A dobrze. Bardzo panu dziękuję. Kwit odeślę dzisiaj wieczorem. Chociaż rozumiem, że to tylko okup za pańskie przekonania polityczne, ale dla biednych przyjmuję. Zawsze proszę o nas nie zapominać. Bardzo dziękuję.
— A jakże... na cel tak użyteczny... — mówił