Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - W ogniu.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   132   —

— A co pan sądzi o samym artykule? — zapytał Kostka.
— Niby... nasze hasła, a krytyka naszych działań. Co tam mówi o stawianiu żądań — wcale mnie nie przekonało.
Antoni Kostka przypominał przez chwilę i wyrecytował cały ustęp z omawianego artykułu:
— Aha... »Stawiając program, który zbyt obcesowo sięga po nasze cele, a pomija wszelkie interesy i korzyści tych, którzy na żądane reformy zezwolić mają, uniemożliwiamy im przyjęcie naszego programu«.
— Świetną masz pan pamięć, panie Antoni!
— Wszystko, co mam, jest na usługę publiczną.
— Brawo! A co do pańskiego kuzyna... on nie jest na te czasy, on nie potrafi przerąbać się aż do celu.
— On nawet nie odwykł jeszcze od programu, grasującego w naszej... powiedziałbym — rodzinie, to jest poprostu od skłonności do godzenia się z losem.
— A! tegobym znowu nie powiedział. Polak szczery.
— Ja też nie mówię inaczej. Tylko nie zupełnie zsolidaryzowany.
Wjechali w ulicę zwaną »Piękna« przez jakiegoś dawniejszego satyryka.
Od skweru na Mokotowskiej dało się sły-