Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   88   —

bu, to pana Apolinarego niedostatecznie pocieszało; wolałby i swoją osobą wyrażać dobitniej uroczystość. Powtóre, nie był zadowolony z odbytych dzisiaj obrad, d o których był przypuszczony z głosem doradczym. Cyfry i cyfry, sprawozdania ekonomiczne, powiązane z innemi, których pan Apolinary nie znał; wreszcie dyskusya, w padająca często w język rosyjski z powodu obecności paru Rosyan — wszystko to nie przypadło mu do smaku. Szerszego tchu, rozleglej szych horyzontów (jak to u nasi) — ani cienia tutaj. Działacz koronny nie mógł dotychczas zahaczyć o stosunki polsko — litewskie, ani o programy autonomiczne. Jak tu gadać nawet w tak mieszanem towarzystwie? A wreszcie niekontent był ze swej własnej postawy: milcząca powścigliwość, filozoficzny namysł nie były jego żywiołem. Potrzeba mu było głośnej i niepohamowanej »akcyi«.
Stracił humor i nie asystował nawet damom. Piękna pani Krystyna z powodu niezdrowia nie ukazała się w salonach ani wczoraj, ani dzisiaj. Pani Eustachowa Chmarzyna była zahukaną, chorobliwie nieśmiałą i małomówną osobą, a dwie jej córki nie odznaczały się też powabem. Na tych paniach ciążył zadawniony gniew naczelnika rodu: na żonie, że nie dala mu syna, na córkach, że nie są mężczyznami. Istniały te ofiary we własnym domu, jako