Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   86   —

Nieśli pieśń w górę aniołowie trębacze wysoko, przez ukośne strugi słoneczne, poza sklepienia; a gdy przebrzmiało wołanie ostatnie, przysiedli na górnych gzemsach aniołowie ciszy.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Gdy wychodzili z kościoła obaj Budziszowie, pan Apolinary zatrzymał się przed głównemi drzwiami, z których sypał się wesołą czeredą po schodach tłum szary i barwny.
— Oto nasi śpiewacy! — mówił, lustrując mokrem jeszcze okiem mijające gromady.
I pan Hieronim mrugał niezwykle oczyma, obejmując co chwila jasne głowy, schylające się do rąk jego wielkich, ojcowskich.