Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




I.

Na tapczanie wagonu drugiej klasy spoczywała postać męska niepospolita, chrapiąc równo i silnie, jak zwykł chrapać człowiek w wieku dojrzałym, dobrej tuszy i spokojnego sumienia. Pociąg już od pewnego czasu stał przy peronie wielkiej stacyi. Dwaj inni podróżni, którzy tu dopiero wsiedli, spoglądali na śpiącego z zakłopotaniem, jako na przedmiot, podlegający usunięciu.
— Budzić jego trzeba — rzekł jeden do drugiego — wszak miejsca dla nas niema.
— A już trzeba będzie...
Zgoda obu zdań wywołała jednak tymczasem tylko cichy namysł, niedojrzały projekt czynu.
Wtem odezwał się podwakroć dzwon sygnałowy.
— Może on tu i wysiada?
— A może być...
Wreszcie pierwszy z rozmawiających zdecydował się pociągnąć śpiącego za rękaw.