Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   60   —

— Jak Polak, proszę pani. My, to jest: pani i ja, bośmy przecie jednego pochodzenia, należymy do narodu najupartszego na świecie. Nie w drobiazgach, ale w swych wiekowych dążeniach.
Gdyby Aldona, która się miała za zdecydowaną stronniczkę odrodzenia Litwy, usłyszała takie zdanie od niezgrabnego sąsiada, zaprotestowałaby energicznie. Ale Rokszycki, gdy to mówił, był bardzo piękny. Upór, którego bronił, błyszczał w oczach jego pociągającym blaskiem. Więc Aldona rzekła stanowczo:
— Kiedyż panowie nie znacie kultury litewskiej...
— Znamy ją, pani. Dała nam ogromnych ludzi, choćby tylko tych, którzy spoczywają na Wawelu. Ale ci dobrowolnie przestali mówić po litewsku.
— To chwała dla Polski, ale krzywda dla Litwy.
— Nie, pani. To chwała Litwy przez Polskę i Polski przez Litwę.
Aldona patrzyła przez chwilę bez uśmiechu w jasne oczy Kazimierza.
Rybacy pchali teraz łódź z wielkim wysiłkiem wzdłuż lądu, skrócając ciągle korbą linę niewodu. Wreszcie jeden wyszedł na brzeg i wlókł za sobą łódź na powrozie.