Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/413

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   405   —

z Kmitami pod pewnym względem jeszcze świetniejsza. Widział już Budzisz w drzewie genealogicznem swego imienia świeże kółko, albo kwadrat, albo złote jabłko z napisem: »Aldona, za Stanisławem Kmitą, herbu Chorągwie!« Demokratyzacya nie rozciąga się na genealogię, która jest nauką samoistną. Dosyć miał Kmita innych zalet demokratycznych: mówił biegle po litewsku, i dziewczyny wiejskie przepadały za nim.
A ta kochana Aldonka! Takiej Budziszówny nie chciał pan Kazimierz! no, no... Wybrał sobie śliczną, co prawda, ale gołą, jak matka Ewa, Sołomerecką... z takich tam kniaziów zatraconych.
W zdaniu o pani Krystynie hamował się jednak pan Apolinary. Zauważył, że, choć niektórzy ją krytykują, jakoś wszyscy garną się do niej, gdzie się tylko ukaże. I w Rarogach, i tutaj. Poczciwy Hieronim toby ją na ręce wziął razem z krzesełkiem i przenosił z miejsca na miejsce, jak porcelanę... Coś tam w niej jest, co się dopiero pokaże. Ten Kazio to wielki fizyk...
Tak rozmyślał pan Apolinary w wolnych od biesiady i od polityki chwilach. I powoli zaczął wierzyć, że sam dużo wpłynął na wybór Kazimierza: zawiózł go przecie do Rarogów, nie obmawiał Krystyny przed starymi Rokszyckimi, nawet zdaje się, że ją chwalił?..