Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   32   —

— To jest właśnie anomalia.
— Przepraszam; to jest bardzo starożytny i dla Litwy zbawienny akt historyczny. To jest Unia, proszę pani.
— Ojciec mi mówił, że pan się zajmuje głównie lnem, a widzę, że i polityką.
— A no, nie można ciągle siedzieć przy wrzecionie. Pani jest chyba tego samego zdania? Aldona zaczerwieniła się. Hieronim Budzisz wmieszał się do rozmowy:
— Ot, i znowu podniosłaś kwestyę. Jedzmy spokojnie; »bulon« wyborny.
— Ach, bo papa... Ja myślałam, że panów... to jest kuzyna zajmuje kwestya litewska.
— Muszę się ująć za Aldoną... za panną Aldoną, za kuzynką — rozpoczął Apolinary.
Z niespodziewanem ożywieniem przerwał mu Hieronim: — Ot, o czem mówić: nazywaj ty »błaźnicę«[1] taką po imieniu, choć i wypadasz jej synowcem. Poznajmy się lepiej, a już tam kiedyś powrócimy do kwestyi.
Pan Apolinary z wdziękiem ujął kieliszek:
— Pozwól, kochana Aldono, że zamienimy

  1. »Błazen« i »błaźnica« — przydomki, używane na Litwie, jako równoznaczne z pospolitymi w Królestwie: »smarkacz« i »smarkata«. Z dwojga nie wiem co trywialniejsze.