Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/381

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   373   —

Assernhof migał okiem do pana Apolinarego, wskazując Chmarę, lecz, zanim urodzony mówca zebrał myśli nieodzowne do napełnienia frazesów, uniosła się z krzesła ciężka postać pani Hieronimowej Budziszowej, dając znać, że pragnie przemówić. Zdziwienie ogarnęło tylko mniej znajomych gości; sąsiedzi wiedzieli, że pani Budziszowa przemawia chętnie, nawet w szerszych kołach.
Mówiła niezmordowana niewiasta polityczna:
— Szanowni goście nasi aż zanadto już łaskawi na nas, wynosząc zasługi przodków, do których nie dorośliśmy ani blaskiem, ani pychą. My tu, ziemianie osiedli, mamy nowe zadania, zaledwie rozpoczęte. Zadania te nie my stworzyliśmy, one powstały żywiołowo z ziemi, którą pospołu z braćmi naszymi mniej rolnymi posiadamy. Wielkie hasła odrodzenia ludowego dotarły do naszej Litwy, i wszystko, co tutaj żywotne, puściło pączki na nowe kwiecie. Bądźmy i my odmłodzoną gałęzią, choć ze starego szczepu, zakwitnijmy...
Była to część obrazowa i poetyczna mowy, uprzednio przygotowanej. Elektryczność jednak, istniejąca zawsze między mówcą a słuchaczami, dała sygnał pani Budziszowej, że audytoryum nie zakwita z nią pospołu, więc skróciła ustęp i przeszła do wniosków rzeczowych: