Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   339   —

się Kazimierz, że Krystyna nie pomyślała o wproszeniu się do jakiego dworu lub pałacu okolicznych znajomych, lecz obrała sobie za mieszkanie tę pustelnię księdza.
— Doskonale pani to wynalazła. Bo gdzieżby zresztą można? W Wiszunach zaręczyny — a pani szuka spokoju. A już najserdeczniej winszuję, że nie do księżnej Zasławskiej. To dopiero »wyższe towarzystwo!«
— Nie lubi pan księżnej? — spojrzała Krystyna prosto w oczy Kazimierzowi.
— Nie cierpię; mogę to pani wyznać bez ogródki.
Powiedział to tak szczerze i naturalnie, że Krystynę poniosło aż do wyświetlenia wieści o epizodzie ogrodowym.
— A tu o panu i o księżnej krążą plotki... romantyczne.
Kazimierz zdumiał się, gdyż nie pamiętał nawet, aby o księżnej Zasławskiej mówił lub słyszał po wyjeździe z Rarogów.
— Wie pani, że to już przechodzi wszelkie wyobrażenie. Ostatni raz mówiłem z tą... wybitną damą w ogrodzie w przeddzień mego wyjazdu.
— Właśnie o tej przechadzce... — rozśmiała się Krystyna, odwracając oczy.
Kazimierz zatrzymał się i brwi zmarszczył...
— Rozumiem: księżna opowiadała o na-