Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   22   —

chany, nie wiem tylko, czy mi moje zajęcia pozwolą.
— Toż byłby grzech, gdybyś nas nie odwiedził. Zajęcia masz tutaj? wszak prawda?
— Ma się rozumieć. Przyjechałem do was, na Litwę, aby się z wami porozumieć i naradzić o przyszłości. Czekam na parę osób w Wilnie.
Hieronim kiwnął głową łagodnie i oczy odwrócił obojętnie, jakby na znak, że dopytywać się nie chce. Ale Apolinary intuicyjnie dojrzał w litewskim pobratymcu źródło powiadomień pewnych, wcale nie w rodzaju Fedkowiczowskich. Pośpieszył je wyzyskać:
— Czekam głównie na Eustachego Chmarę. Przecie to jeden z najruchliwszych u was ludzi?
— Wiadomo.
— I ma wielki wpływ na sprawy krajowe?
— Wiadomo.
— Coś nie chcesz, Hieronimie dobrodzieju, udzielić mi swej opinii o Chmarze?
— Skoro sam wiesz, kochany, tak cóż ja powiem? A chcesz jego spotkać, wszak on u siebie w Rarogach, o trzy mile od Wiszun.
— Doprawdy? To może i wiesz, czy tam ma pozostać, czy wybiera się do Wilna?
— Teraz on tam, bo w przyszłym tygodniu nasz zjazd rolniczy u niego.