Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   291   —

wienie w ramy okien dla ochrony od much i komarów. — Bibliotekę przeczarowano na pokój damski za pomocą kunsztownego przesunięcia półek i szafy, która teraz odgradzała część bawialną pokoju od alkowy sypialnej, Co ranek zjawiały się: to donice z kwiatami, to nowe lusterko. W izbach służbowej i kuchennej gospodarował po dawnemu Piotr Lejtan, ale zjawiła się i niebywała dotąd w pustelni dziewczyna do usług.
Krystynę, przyzwyczajoną do pałacowych wygód, utuliła tu jakaś niedoznana od czasów dzieciństwa, ciepła, miłosna niemal pieczołowitość, która gorące jej serce aż ściskała od wdzięczności. Kiedy będzie mogła, przeintryguje księdza Antoniego na biskupa... Nie przyjąłby. Więc wynajdzie jakieś nadzwyczaj cenne i rzadkie dla niego książki...
— Jeżeli ksiądz profesor jeszcze raz co przyniesie dla nas z miasteczka, nazajutrz wyjedziemy do Wilna. Tak już z Karoliną postanowiłyśmy.
— Już nic — odpowiedział ksiądz z zafrasowanym uśmiechem — już lepiej być nie może u nas w Ponikszcie.
— Nigdzie na świecie nie było mi lepiej! — zawołała Krystyna ze łzą nagłą w oczach.
Ksiądz Antoni łzę pochwycił spojrzeniem, wziął do serca, lecz, gładząc poważnie suchy,