Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




II.

— Trzeba tu, panie Apolinary, zrobić porządek. Liczymy na pana.
Pasterkowski nie opuszczał prawie gościa z Korony, podsuwał mu coraz to nowe pisma i osoby do pożarcia. Ale Budzisz nie dobywał jeszcze miecza z pochwy i z niezwykłą wstrzemięźliwością odpowiadał na zachęty Pasterkowskiego.
— Nie, panie Tytusie. Interwiewu ze mną nie będziesz drukował, artykułu wam też nie dam teraz w kwestyi litewskiej. Niedostatecznie jeszcze ją poznałem.
— Co tu poznawać? Dość przeczytać »Głos Litwinów do młodej generacyi«
— Czytałem i różne inne. Co do języka — niech go sobie uprawiają. To każdemu wolno.
— A niech tam. Ależ oni nam na karki wsiadają, panie Apolinary! Żeby im wierzyć, to cała nasza pięciowiekowa kultura za nic tu była, trzeba odkopać ich pogańską kulturę z XIV. wieku.