Strona:Józef Weyssenhoff - Unia.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   4   —

ścioła, posunięty ku miastu, graniczący z zasmuconymi murami, zdaje się nosić żałobę na oknach swych, bramowanych czarnym marmurem.
Czuł to wszystko Budzisz przez autentycznie polską skórę, ale, że był człowiekiem czynu, a nie lirykiem, krótkiem tylko »Zdrowaś Marya« wyraził swe wzruszenie.
W chwili, gdy ręka przykłada się po raz pierwszy do zamierzonego dzieła, uczuwa zwykle zniechęcający chłód rzeczywistości, sprzecznej lub nierównej z pragnieniami. Pan Apolinary roił już od miesiąca o szerokich, mównicowych, piorunujących działaniach na Litwie; śnił może nawet o czemś podobnem w wagonie. Ale, ujrzawszy ciche i obojętne Wilno, stracił animusz, zwłaszcza gdy się dowiedział zaraz w hotelu, że niema w mieście najpotrzebniejszych mu osób. Jak tu działać na nieznanym gruncie? jak pokazać, kim się jest?.. Pogrążony w tych wątpliwościach, udał się tymczasem na posiłek do restauracyi Naruszewicza.
Była godzina piąta popołudniu, pora między obiadem a wieczerzą, jednak w sali zastał Budzisz kilka osób. Od jednego stołu, zastawionego butelkami, zerwał się mocno zaczerwieniony jegomość i rzucił się w objęcia pana Apolinarego. Był to pan Tytus Pasterkowski, niedoszły kandydat do pierwszej Dumy,