Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   20   —

to jest waszem trudnem zadaniem; w tym odmęcie nie trzeba dostać zawrotu głowy, ani w nim długo pozostać, choćby zamiar wasz chybił. Jerzy zabrnął zbyt daleko w życie bez zasad, aby go odrazu nakłonić do naszych twardych obowiązków. Umyśliłem więc dla was taki plan podróży: jedźcie do Nizzy i zabierzcie Jerzego do Rzymu. Tam ja byłem za młodu. Atmosfera tego świętego miasta posłużyła mi wiele do moralnego zdrowia. I ja miałem pokusy, i ja miałem zapędy. Opanowałem je, a Rzym bardzo się do tego przyczynił. Dani wam listy do znajomych moich księży. Monsignor Concomassa jeszcze żyje. Krewny nasz, Ojciec Melchior, otworzy wam również wszystkie drzwi do świętości i piękności rzymskich. Jerzy jest poetą, wrażliwym na piękno. Niech mu najwyższe dzieła sztuki pokażą ludzie równie wykształceni, jak świętobliwi. Na sztukę trzeba także patrzeć przez zdrowe zasady, inaczej dochodzi się do chaosu pojęć i upodobań. Niech więc was Bóg prowadzi! Ale zanim przekonam się o zwrocie w życiu Jerzego, nie będę go zasilał, ani popierał jego błędnych kroków.
Rozrzewnienie, wywołane przez tę przemowę pana Macieja, przeszło aż w zakłopotanie. Księżna Teresa miała łzy w oczach, panna Paulina płakała na dobre, książę Władysław był nadzwyczaj podniecony i ciekawy, do jakiej cyfry będzie się należała wdzięczność teściowi. Romuald zaś, pominięty w projektach wyjazdu, musiał poprzestać na zwykłej dozie uwielbienia dla ojca. Reszta wieczoru upłynęła na powtarzaniu tych samych przestróg z jednej, a podziękowań z drugiej strony.
Okazało się nazajutrz, że Maciej dał Kobryńskim