Strona:Józef Weyssenhoff - Syn marnotrawny.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   5   —

naturę niepodatną do kultury szpalerowej. Wszelkie usiłowania domowej edukacyi nie zdołały złamać w nim oporu, który stawił od lat najmłodszych przepisom wypróbowanej doskonałości. Słudya uniwersyteckie odprowadziły go jeszcze dalej od familijnych ideałów, a podróże po cudzych krajach tak przeszły we zwyczaj, że bardzo rzadko widywano Jerzego w Chojnogórze, głównem siedlisku Dubieńskich.
Jerzy już w szkołach jezuickich pisywał wiersze miłosne, potem na uniwersytecie w Krakowie zadawał się z młodą szkołą literacko-artystyczną, którą dla trudności ściślejszego określenia pospolicie przezywamy »dekadentami«. To koczowisko nie cieszy się uznaniem u państwa Dubieńskich z Chojnogóry, którzy nie znoszą lekceważenia poważnych tradycyi, a przeto i nieokiełzanego nowatorstwa.
Myliłby się jednak bardzo ten, ktoby sądził, że Jerzy Dubieński stał się rozczochranym poetą. Przyjrzawszy się »najmłodszym« w kołach artystycznych, zapragnął zgłębić i przyswoić sobie inne formy nowożytnego życia, aby następnie stać się gdzieś, jakoś, pewnego rodzaju bohaterem. Wyzwolić się, wzbić się!... Takie pragnienia widniały w jego wyrazistych oczach, nagle olśnionych jakiemiś wizyami, w jego ruchach niespodziewanych i malowniczych. Dotychczas nie wypowiedział się jasno; w 28-ym roku życia można jeszcze »obiecywać«, a obiecujący jest w każdym wyrazie i nad wszelki wyraz. Zgadzają się na to szczególnie kobiety, którym Jerzy nie szczędzi hołdów, wyznań i właśnie tych czarujących obietnic. Nawet ojciec przyznaje najmłod-