Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   69   —

— Sanna, mój drogi — odrzekł Władysław. – A ta hrabina co za jedna?
— Hrabina Fernanda de Sertonville, Hiszpanka, za mężem Francuzem. Jedliśmy razem śniadanie u Granowskich, a potem w licznej kompanii przyjechaliśmy do Montecarlo.
— U Granowskich? Aa! to zatem pani z wysokich sfer?
— Czyś wątpił?... Powiedz mi jednak, skąd się tu nagle wzięliście?
Księżna Teresa przybrała wyraz tak misterny, że brat, który ją znał dobrze, domyślił się odrazu jakiejś misyi nieprzyjemnej.
— Przyjechaliśmy trochę dla mojego zdrowia, trochę... dla ciebie.
— Bardzo rad jestem. A czy przywozicie mi pieniądze, których dawno oczekuję?
— Jeszcze nie.
— Jakto: jeszcze nie? co to znaczy?
— Aby wszystko wytłómaczyć, musimy gdzieś się odosobnić na rozmowę, bo tutaj trudno.
Rzeczywiście było trudno. Chociaż tłumy skupione były głównie około stołów rulety, a znaczna tych stołów odległość sprawiała, że przejścia po sali nie były zbyt zatamowane, jednakże ruch przechodniów był ciągły i niewygodny dla osób nie biorących w grze udziału. Wszystkie twarze były mniej więcej zasępione, podniecone jakiemś cichem pijaństwem; rzadko trafiała się twarz pogodna lub obojętna. Kobiety i mężczyźni