Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   68   —

— Założyłam się z Władziem, że zdybiemy cię aż tutaj, w paszczy potwora — ozwała się pierwsza dowcipna Terenia.
— W paszczy... ha... ha!... Cóż to za projekt niespodziewany?... Pozwolisz Tereniu... pani hrabina de Sertonville pragnie zabrać z tobą znajomość.
— Tyle o księżnie słyszałam od jej brata, że pozwoliłam sobie odrazu narzucić się ze swą znajomością. Ciekawość i najlepsze me uprzedzenia niech mi posłużą za wymówkę.
— Ciekawość jest nam wszystkim wspólna, córkom Ewy. Miło mi poznać panią — odpowiedziała księżna Kobryńska, dystyngowanem zmrużeniem niewielkich oczu wywdzięczając się za pochlebstwo gwałtownych oczu Fernandy.
Książę Władysław, gdy go z kolei przedstawiono pięknej Hiszpance, uznał za stosowne stwierdzić swój hołd sumiennym pocałunkiem w rękawiczkę, a pani de Sertonville oderwała lekko rękę od tego uścisku, jak panienka, która dla igraszki dotyka się pierwszy raz maszyny elektrycznej. Potem rzekła:
— Usuwam się. Przedewszystkiem rozrzewnienia rodzinne.
Tych właśnie oczekiwał Jerzy z pewnem odrętwieniem, jakby Kobryńscy przywieźli z sobą trochę mrozu z Chojnogóry, i mróz ten powarzył kwiaty jego wyobraźni. Zapytał nawet:
— Cóż tam u nas? zima?