Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   361   —

— No, no, dobrze. Słucham zatem.
— Najprzód, zaraz po przyjeździe, zastałam Jerzego... jakby to powiedzieć... przechadzającego się w alejach swych wspomnień... Widzisz tę sylwetkę młodzieńca w żałobie, zamyślonego nad życiem swojem, nad losem przyjaciółki, w nim zakochanej...
— Przecie Jerzy pożegnał ostatecznie ową Karolinę jeszcze w Warszawie, według naszych informacyi.
Teresa spojrzała przenikliwie na brata.
— Jakich informacyi?
— Ojciec miał o tem wiadomości... uboczne. Mniejsza o to.
— Niezupełnie tak było — opowiadała dalej Terenia misternie: — znalazłam jeszcze w sercu Jerzego tkwiący grot, albo lepiej, fałszywy wyrzut sumienia, sentymentalny powrót do wspomnień. To wszystko starałam się wyplenić. J’y ai beaucoup travaillé, je t’assure.
Przerwała na chwilę, czekając może na słowo uznania od brata, ale ponieważ milczał, ciągnęła dalej:
— Zaraz potem wrażliwa natura pociągnęła go do pani de Sertonville, a raczej, pour être dans le vrai, on został pociągnięty przez najpiękniejszą kobietę pomiędzy... łatwemi. Dziwić się temu nie powinieneś: nous avons tous ce quelque chose d’attrayant, qu’il ne dépend que de nous de rendre irrésistible.