Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Syn Marnotrawny (1905).djvu/355

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   347   —

wać, czy uczynić to za pośrednictwem Tereni?... Ona umie najlepiej porozumiewać się z ojcem.
Jak gdy po upojeniu winem przychodzi nazajutrz ból głowy i niepokój, tak w sercu Anny rosło niezadowolenie. Ujrzała we właściwem świetle różne wyniki wczorajszego szału. Siostrzana rozmowa z księżną Kobryńską wydała jej się trudną.
— Mam nadzieję, że siostra twoja przyjdzie do mnie?
— Postaram się o to — odpowiedział Jerzy.
— Czy i z jej strony przewidujesz?...
Dubieński załamał ręce i rzekł gwałtownie:
— Ach, mój Boże! Gdybym mógł mieć inną rodzinę!
Akcent głosu był szczery i gorący. Pani Anna stwierdziła to z wdzięcznością. Ostatecznie na świecie niema wymarzonych stosunków, ani niepodzielnego szczęścia. Byle on ją kochał naprawdę, życie da się urządzić.
Powrócili do zupełnego porozumienia, zacieśnili jeszcze węzeł przymierza ze względu na możliwą walkę za wspólną sprawę. Pozostaną z sobą, we dwoje, nie dadzą się, choćby świat cały stanął wpoprzek ich drogi.