Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   89   —

wiek dziwnie zarozumiały. Odpowiedział, starając się przybrać ton uśmierzający:
— Szanowny panie, ta krytyka wydaje mi się jednostronną i trochę niewczesną. Oto właśnie zabieramy się do pracy określonej i pożytecznej; przychodzę do pana z zapytaniem, czy nie chce się pan z nami połączyć; odmawia pan, bo ma nadto innych obowiązków. Rozumiem, mocno żałuję i nie nalegam już.
Andrzej wstał, aby się pożegnać. Powstał i Helle, ale mówił jeszcze:
— Nie chcę, abyś mnie książę źle zrozumiał. Nie odmawiam zasadniczo, bo sprawa jest pożyteczna. Jeżeli trzeba będzie pomocy fachowej, ofiaruję swoją pomoc. Co zaś do udziału pieniężnego, dam tyle, ile da hrabia Szafraniec.
Zbarazki zrozumiał, że odpowiedź ta jest tylko nową krytyką osób podejmujących się sprawy, ale poczuł zarazem, że nie starczy mu sił i cierpliwości do dalszego spierania się. Rzekł więc tylko:
— Przełożę pańską odpowiedź głównym inicyatorom.
Helle wyciągnął do Zbarazkiego rękę silnym, prostym ruchem i twarz mu się rozjaśniła.
— Wybacz, książę; interes interesem, a przyjaźń przyjaźnią. Gdybyś pan chciał sam coś robić, a potrzebował mojego współudziału, służę. Moje uszanowanie.
Andrzej już wychodził, gdy we drzwiach spotkał Marynię, zakłopotaną.