Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   88   —

giej, to i ja pozwolę sobie powiedzieć, że jesteśmy bardzo dalecy od chęci wyzyskiwania możnych obywateli miejskich. Pragniemy dzielić się z nimi równie ciężarami, jak zasługą i moralną nagrodą.
— Gdyby tak było! — mówił Helle coraz goręcej — ale to są pana osobiste złudzenia, albo dobre chęci. Arystokracya tak nie myśli. Przepraszam za szczerość; pan się nie oryentujesz w swojej własnej sferze, tak jak panowie wszyscy nie oryentujecie się w swoich zadaniach. Zadania te u nas trudniejsze są, niż w innych krajach, trudniejsze dla każdej klasy, a cóż dopiero dla arystokracyi, która nie tylko nie umie, ale nie chce się opierać na masie narodu. Poszanowanie, moralna władza — wypływają nie z dziedzictwa dawnych zasług, ale z realnych zasług dla dobra żyjącego pokolenia. Wtedy naród zgadza się na swoją arystokracyę i daje się poniekąd jej kierować. A panowie czy oglądacie się na społeczeństwo? Czy nie pracujecie (jeżeli kto tam u was pracuje) dla waszej wyłącznie kasty? Nie widzicie nawet, że kraj się rozrósł, że przybyły mu nowe siły, z któremi trzeba się liczyć i współdziałać, aby zyskać sobie potwierdzenie swych starych tytułów — panowie nie znacie nawet kraju!
Andrzej patrzył na Hellego ze zgrozą. Jakto? ten Helle, którego ojciec jeszcze był przybyszem z Niemiec, odzywa się do prastarych synów tej ziemi: »nie znacie kraju?!« Jest to widocznie czło-