Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   85   —

nadzieję, że pan to ocenia itd.«. Ale natrafiwszy na ten ministeryalny ton przyjęcia i po półgodzinnem czekaniu na audyencyę, musiał rozpocząć rzecz zimno, zwięźle i dosadnie. Nie bardzo zaś był na to przygotowany.
Wydał jednak, o ile ją pamiętał, lekcyę wziętą od Dołęgi.
Helle słuchał nerwowo: kręcił w palcach ołówek, marszczył i rozmarszczał twarz nadzwyczaj ruchliwą, o muskułach wybitnych, oddzielonych od siebie głębokiemi bruzdami; siwiejący czub ruszał się razem z czworokątnem czołem. Przymrużał oczy, ciskające czasem niespokojne, żółte błyski, oczy drapieżne i rozumne, otoczone żółciowymi pęcherzami. Gdy Zbarazki przerwał swój referat, Helle postawił pionowo na stole ołówek i, patrząc w ten ołówek, zapytał:
— Dlaczego pan udajesz się z tem do mnie?
— Myślałem, że pana ta sprawa zajmie, jako bogatego i czynnego obywatela kraju.
— Zająć mnie może w teoryi, ale wcale nie leży w moim interesie. Ja mam, panie, fabryki w mieście, albo blizko od kolei, i do transportów mam nietylko szosy, ale własne szyny i wagony.
— Jednak ułatwienie komunikacyi oddalonym od kolei posiadaczom ziemi jest wielkim krokiem w rozwoju ogólnego dobrobytu i cywilizacyi.
— Jest i wiele innych rzeczy do zrobienia dla ogółu, a każdy działa najprzód w swoim zakresie i zaczyna od siebie i blizkich sobie. Pan, naprzy-