Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




VIII.

Około północy powracał Dołęga piechotą przez Nowy Świat do swego mieszkania. Mijał oświetlone okna i latarnie restauracyi, niektóre sklepy, jeszcze otwarte, i dużo przechodniów, ciągnących pojedynczo, albo kupkami. Dorożki zataczały się po śliskim od gołoledzi bruku; gdzieniegdzie około konia, który upadł, stało na środku ulicy kilkunastu gapiów. Dołęga, choć już dawno powrócił z Zachodu i dobrze znał Warszawę od dziecka, nie mógł się nacieszyć ruchliwością tego miasta. Co za życie! Taka arterya główna, jak Nowy Świat nie jest nigdy pusta: w każdej godzinie dnia i nocy krążą po niej ludzie, a ruch nocny jest może większy, niż w Paryżu. Nawet człowiek spokojny i zajęty rad czuje około siebie ten nieustanny, żywy puls miasta, nie śpiącego prawie nigdy.
Powracał z posiedzenia, na którem mówiono dużo o nieodzownej potrzebie nowego pisma »Zgoda«, którego utworzenie było pomysłem Hektora, w porozumieniu z gronem ludzi możnych, stale przebywających w Warszawie. Odłożono rozprawy