Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   56   —

o Karolu Wielkim? Nie wiesz, że za młodu był bohaterem i brał udział w bitwie pod Solferino?
— Nie znam go i wiem zaledwie, że istnieje.
— To cię ta przyjemność czeka jeszcze. Tylko gdy go spotkasz, nie zapytaj go broń Boże, o co. Najprzód niewiadomo, czy wolno go pytać; powtóre: nie odpowie ci nic; po trzecie: jeżeli odpowie, nic nie zrozumiesz, wyraża się bowiem zwięźle i zagadkowo, jak Pitya.
— Ładnie go malujesz, niema co mówić; według twego opisu wygląda na pretensyonalnego głupca.
— Ale gdzież tam! Mój Janku, widzę, że nie jesteś muzykalny; nie chwytasz tonu. Ja lubię się bawić...
Poszli, gawędząc, po zamku, aż trafili do sali, gdzie Halszka, pod opieką starej nauczycielki, panny de Radenac, grała z Jerzym Koryatowiczem w bilard.
— Dobrze, że przychodzisz, Jędrusiu — zawołała Halszka. — Jurek mi tu dowodzi, że gra lepiej od nas wszystkich w tenisa, a pamiętasz przecie, że ja go biłam w »single’u« jeszcze temu dwa miesiące. Nie pamiętasz?
— Nie pamiętam.
— Cóż ty masz za pamięć?! Sam przecież byłeś sędzią tego matcha.
— Może być. Wiem, że grasz dobrze; mnie nawet pobijesz.
— To znowu nie — odrzekła Halszka. — Ale