Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   45   —

— Tylko na dwie części: kto ma wystarać się o koncesyę w Petersburgu i kto przystąpi do consortium, czyli da pieniądze.
— To niech Janek jedzie po koncesyę, a ty daj pieniądze. Widzę, że trzecie serce, moje, jest tu zbyteczne.
— Właśnie powracam do trzech serc; my sami tego nie zrobimy, ale możemy, gorąco wziąwszy się do sprawy, pozyskać innych. Obmyśliłem już dla każdego rolę. Nie tajne jest wam...
Andrzej na dobre zaczynał ziewać.
— Nie tajne jest wam, że ludzi trzeba brać przez ambicyę, ewentualnie przez pochlebstwo Otóż inicyatywę tej sprawy, oficyalną zasługę, że tak powiem, trzeba oddać ludziom starszym, poważnym, jak nasi ojcowie, których bardzo tutaj potrzebujemy.
— Potrzebujemy ich bardzo, to prawda — rzekł Andrzej, rozkładając się, jak do snu, w fotelu — ale ja za mojego ręczę: nie da ani grosza.
— Ale może pojedzie do Petersburga? — odparł Hektor — byłoby to bardzo właściwe. Co zaś do mojego ojca, ten, nie chwaląc go, gdzie tylko może, przyczynia się groszem do publicznego dobra. Otóż trzeba przekonać do sprawy księcia Janusza.
— To jest rola dla Janka — rzekł Andrzej — mój ojciec ze mną nie będzie wcale gadał, z tobą nie wiem, ale Janek ma u niego specyalne jakieś łaski.
Dołęga, jedyny z trzech, który sprawę stworzył