Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   314   —

dlatego, aby był obóz, bo wielu jest ludzi, którzy mają osobisty interes należenia do obozu, a nie pytają, w jakim celu się skupili, w jakim kierunku podążą. Nie powiem, aby Zbązki nie miał pewnych zdolności: umie udawać wielkiego augura i trzymać w pewnym rygorze swoją koteryę. Ale w społeczeństwie taki pan nic nie wart; jemu się spraw publicznych nie powierza.
Dołęga zamyślił się, a Helle mówił dalej:
— Tak, panie. Zbązki jest karykaturą wodza, a wszyscy ci, którzy u nas uchodzą za arystokracyę, są karykaturą arystokracyi. Niech mi pan powie, jaką oni mają zasadę istnienia w naszem społeczeństwie? Czem zasługują na przodujące stanowisko? Nie mieszają się do sprawy społecznej, chyba w swoim wyłącznym interesie; takim się wstrętem odgradzają od innych klas ludności, że są jak obcy pośród swoich; nie odmładzają się w zasadzie żadną inną krwią, topnieją powoli, przechodzą dobrowolnie w stan archeologicznego zabytku.
— Panie Helle, co pan nazywa arystokracyą?
— To co się tak nazywa we wszystkich krajach.
— We wszystkich krajach!... — powtórzył Dołęga jak bolesne echo. — Łatwiej wszystkim krajom, niż nam, mieć zdrowe indywidua i klasy społeczne. Nasza arystokracya nie była gorsza od innych, gdy miała swe przyrodzone zadania. Ale mamy tylko starą arystokracyę, nie mamy nowej, a ta ostatnia, jeżeli w zawiązku istnieje, nie sku-