Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   24   —

— Zupełnie — pierwszy raz zgodził się z Kerstenem Dołęga.
— Zagrać sygnał! — rozkazał Andrzej półgłosem.
Na dźwięk trąby zerwała się Halszka z ławy, zarumieniła się gwałtownie i nareszcie się sama z siebie rozśmiała.
— Te konie zmęczyłyby każdego z panów, doprawdy — tłómaczyła się jeszcze. — Wczoraj Barnaba nimi powoził i poniosły go. Ja jestem bardzo silna, panie Dołęgo, niem a się z czego śmiać. O! niech pan spróbuje.
Wyciągnęła do niego ramię, biorąc się lewą ręką za muskuł prawej, niby gimnazista, popisujący się przed kolegą.
— No, niech pan spróbuje.
Dołęga dotknął ciepłego, okrągłego ramienia dziewczyny, nie śmiejąc jej spojrzeć w oczy.
— A co?
— Bajeczne.
Andrzej zawołał na siostrę, by z nim siadała do bryczki.
— Ja mam z tobą stać na stanowisku? — rzekła Halszka, żebyś mi nie pozwolił ust otworzyć? Niechcę. Ja sobie kogoś wybiorę.
I widząc, że wszystkie oczy zwrócone ku niej, gotowe są aż nadto na jej skinienie, użyła starego fortelu. Czytała może Szyllera?
— Kto mi podniesie rękawiczkę?
Ze wzniesionej altany cisnęła rękawiczkę przez baryerę na śnieg. Rzuciła się młodzież po nią, ale