Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   190   —

wyższość ludzi i rodzin powstaje często z ich własnego przekonania o tej wyższości. To przekonanie udziela się powoli, opornie, lecz coraz wyraźniej, ludziom otaczającym — i staje się faktem. Jakieś zasługi społeczne, jakaś wielmożność materyalna, muszą leżeć na dnie tej wyższości, lecz prędko zacierają się te powody do uszanowania, a pozostaje, rzec można, samo tylko uszanowanie. Dlaczego Zbarazcy należą do wyższej sfery, niż Dołęgowie? Zasługi obu rodzin w ubiegłych wiekach dają się porównać bez uszczerbku dla Dołęgów; ostatnie pokolenia Dołęgów dużo więcej poświęciły, dużo usilniej pracowały dla społeczeństwa. Różnica majątków stanowi oczywiście przedział, ale przypadkowy tylko, bo gdyby był zasadniczy wtedy Hellowie, bogatsi od Zbarazkich, należeliby przynajmniej do tej samej sfery.
Jan Dołęga odczuwał, bo rozumiał ją głęboko, wadliwość naszych stosunków towarzyskich, opartych, nie na zasadach społecznych, lecz na starych, pozbawionych treści, modach; przyglądał się tej maskaradzie, uchodzącej za hierarchię, a jednak czuł, niby magnetycznie, przewagę Zbarazkich, i przewidywał, w jaki sposób cała ich rodzina przyjęłaby jego otwarte staranie się o rękę Halszki. Sama tylko księżniczka wydawała mu się inną, niezależną i szczerze przychylną. A także — czuł już niepohamowane pragnienie przeniknięcia jej duszy i patrzenia w jej czarne oczy, jedyne.
Widywał ją codzień wieczorem, ale sposobno-