Strona:Józef Weyssenhoff - Sprawa Dołęgi.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   156   —

tę najlepszą przyjaciółkę w niewiadomości o swoich knowaniach. Przystąpiła więc do niej odrazu ze szczerą skruchą. Serdecznie całując ją po rękach i po twarzy, uczyniła najprzód generalną spowiedź.
— Mamo moja! Najdroższa mamo! Ukrywam coś przed mamą od paru tygodni i tak mi z tem źle, że muszę powiedzieć...
I opowiedziała, że otrzymała pięć listów od Andrzeja, przyniosła te listy i położyła na kolanach matki.
Pani Hellowa patrzyła na córkę z bolesną słodyczą i, gładząc ją po włosach, rzekła:
— To źle, moje dziecko; to najprzód bardzo niebezpiecznie, a potem... gdybyś mi powiedziała pierwej, wytłómaczyłabym, dlaczego takich rzeczy robić nie należy. Choć wiem, że w listach tych niema nic nieuczciwego, ani w twoich odpowiedziach... Czy odpowiadałaś mu?
— Trzy razy, mamo droga.
— To jeszcze gorzej. Trzeba znać świat, dziecko moje. Te dokumenta najszlachetniejszych uczuć ludzie mogą pochwycić, sponiewierać i ciebie obmówić.
— Ach, mamo, już się to stało!
I Marynia wybuchła głośnym płaczem, a pani Hellowa przysunęła do niej swe krótkowidzące, zaniepokojone oczy.
— Co ty mówisz, Maryniu? Zmiłuj się...