Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   45   —

naszych! Inny leśnik przyczajony prowadzi sforę wyrywających się na wroga psów — a są to właśnie »rozjuszona Strapczyzna i Sprawnik zajadły« — Razem teraz wszyscy! — Gdzie Radziwiłł ze sztabem? Zagrały piekielnie psy — z ust chorążego-leśnika dobywa się okrzyk bojowy — trąbią na bitwę...
Zbudził się Michał w nerwowym podskoku, spocony i oprzytomniał, ujrzawszy jasne od dnia szyby. Realny głos trąbki dźwięczał pod oknami: gospodarz, ubrany już do lasu, budził swych gości sygnałem.
— Hasło bojowe... — uśmiechnął się Michał pogardliwie do rzeczywistości, którą była wyprawa na bezbronne, osaczone, nieliczne wilki... Zerwał się jednak ochoczo z łóżka.
Gdy spojrzał przez okno, zdziwił się radośnie. Był dotąd przekonany, że się znajduje w ponurem, zgubionem pośród wertepów, dworzyszczu. Zobaczył zaś teraz, że mieszka w uroczym domu, okrytym przepychem powojów, ocienionym drzewami, niby wielka altana.
Otworzył okno — owocowe zapachy dojrzałego lata wionęły z sadu, odmłodzone przez tchnienie poranku, przecedzone przez rosę, kapiącą z liści. Zewsząd dochodził do uszu rozświerkany zachwyt ptaków nad nowym cudem wschodzącego słońca. Dzień był już ciepły; będzie o południu skwarny.

∗                                        ∗

Ochoczo usposobieni dojeżdżali myśliwi z Szetekszny do punktu zbornego przy głównem leśnictwie, zbudowanem na karczunkach we środku puszczy. Niby jarmark wśród lasu! Kilkadziesiąt podwód najrozmaitszych: kałamaszki, tarantasy, wolanty, rosyjskie perelotki i linijki cisnęły się w nieładzie około banalnego, urzędowego domostwa nadleśnictwa. W tłumie przeróżnych twarzy i ubiorów, od poważnych obywateli, wybornie wyekwipowanych na łowy, aż do hołoty strażniczej w kitlach, w czapkach mundurowych, uzbrojonej w brakowe karabiny, spotkali Pucewicz z Rajeckim wielu znajomych. Naganka, złożona z miejscowych włościan, sennie koczowała w pobliżu, około ośmiuset chłopów i wyrostków.
— Patrzaj! — mówił Stanisław do Michała — Mateusz Siesicki, Onufry Klimowicz, Jan Rosen, Komar z Bejsagoły, Kończa z Łukini — ot nabrało się szlachty jak na wybory. A tam i nasi młodzi Romerowie z Antonosza — pójdziem ich rozpytać.