Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   35   —

knie lakierowana pod barwę czekoladową. Takie tarantasy wyrabiał jeden stelmach w Kownie, pomysłowy mechanik.
Obudził się Michał z podróżnego marzenia:
— Będzie już pół drogi, co?
— Do Szetekszny, gdzie zanocujemy, będzie. Ale do puszczy, gdzie jutro obława, ho, ho! wiorst jeszcze czterdzieści.
— Psiakrew! kawał drogi!
— A tobie co, Miś? Ot — kraj poznajesz. Ochota tobie włóczyć się po cudzych, a po swoim nie łaska? I dzień sam ten do podróży: nie to, żeby nadto ciepły, ale wietrzyk jeszcze latem pociąga.
— Pyszny dzień... tylko mi noga trochę ścierpła, bo tu i fuzye i torba z owsem... Na co właściwie jest ta deska między naszemi nogami?
— Na deskę ty nie narzekaj! Żeby nie ona, tarantas na którymbądź mostku tak i rozsypałby się — w poprzecznej desce cała moc jego.
Trafiło to Michałowi do przekonania, bo właśnie przejechali przez most karkołomny dosyć wzniesiony nad rzeczką, przegradzającą drogę. Konie, przemyślne Żmudziny, przyzwyczajone do miejscowej techniki mostowej, która zasadniczo nie przytwierdza bali do legarów, dostrzegły błękit wody między balami, opuściły głowy, zbadały szanse przejścia i nawpół załamanym skokiem odważnie przesadziły przeszkodę; tarantas zabrał między koła prawie pół pomostu, wyskoczył w górę, porzucił bale i szczęśliwie przebrnął. Następny podróżny będzie już musiał most ten ułożyć własnoręcznie, zanim go przejedzie, jeżeli Bóg pozwoli.
— A jeśli tobie noga ścierpła — dodał Stanisław — suń ty mnie ją na kolana.
— Co znowu!? — bronił się Michał — sam siedzisz niewygodnie.
— Suń, kiedy mówię! — powtórzył Stanisław szorstko i dobrodusznie. Między myśliwymi już tak: czasem legnie jeden na ziemi, a drugi, nie przywykłszy głowę nizko kłaść, położy ją tamtemu na miękkie, jak na poduszkę.
Przemocą ujął nogę przyjaciela, przełożył przez dzielącą miejsca deskę i wziął na swoje kolana. Pozycya okazała się niewygodną, ale tymczasem ścierpnięcie przeszło.
Mało lasu było po drodze, gaiki tylko i kępy, bo podróżni przemykali okolicę gęsto zaludnioną, między jeziorami. Nie znikały z oczu