Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   25   —

— A co? wierzyć Stachowi, kiedy mówi? Stary, pudów ze dwa — dodał, trącając nogą zwłoki rozciągniętego na mchu zwierza. — My jego tylko za nogi do brzegu lasu zaciągniem, a tam czeka tarantas — i na wieczerzę do Potyłty![1]
Drożyną leśną ciągnęli za nogi ubitego borsuka, przez wertepy, które tylko właściciel lasu i myśliwy mógł rozpoznać po nocy. Michał opowiadał szczegółowo, podniecony, dumny, cały ogarnięty rozkoszą powodzenia:
— Rozumiesz? najprzód wytknął łeb z dziury, rozglądał się — a ja nic. Stoję, według rozkazu, jak pień. Dopiero, kiedy księżyc rozbłysnął, patrzę, aż... i t. d.
Stanisław słuchał niedbale, lecz potakiwał głową, zadowolony, że wszystko spełniło się według słów jego.
— A teraz — rzekł — pokażemy borsuka całemu stadku dziewcząt. Ot pisku będzie!
— Gdzież to ich będzie takie stado?
— A u mnie w Potyłcie. Dom pobudowałem na folwarku, a w domu jedna gospodyni i dwanaście dziewek do mlecznego gospodarstwa.

Wyszli z gaju na pagórki polne, całe srebrne. Księżyc prawie pełny

  1. Tiłta — po litewsku: most. Wiele folwarków nazywa się na Litwie Potyłta, jak w Królestwie — Zamość lub Podmoście.