Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   221   —

tęczona przez wyobraźnię, wydała mu się najczulszym punktem jego wrażenia, treścią jego tęsknoty. A że ginęła dla niego niepowrotnie, kraj cały był jakby pozbawiony ciepła i młodości. I jesień! — — ani jednej jagody po drodze, ani jednej jaskółki w powietrzu! Biała kopuła niebios zimna, nadąsana upartym smutkiem.
Ale dochodzili już do miejsc, gdzie przypuszczalnie spotkać mieli myśliwych. Szli środkiem łagodnego jaru między wzgórzami, leśnem i łysem, odsłaniając się umyślnie, aby ich zobaczono. Jakoż z pod krzaka wynurzył się pierwszy myśliwy na stanowisku — nieznajomy.
Otyły był i znacznie już szpakowaty. Twarz miał rozczarowaną jakimiś życiowymi zawodami, uprzejmie tragiczną. Brał udział w polowaniu jakby z musu, bo nie można było zdybać w jego postaci śladu łowieckiej ochoty. Nazywał się pan Pauksza. Rajecki przedstawił mu się z obowiązku gościa wpraszającego się do kompanii, bez przyjemności, gdyż podstarzały jegomość był niby uosobieniem złej wróżby. Ale dowiedział się od niego przynajmniej, że Stanisław Pucewicz stoi obok, o sto pięćdziesiąt kroków dalej.
Niebawem przyjaciele uradowali się wzajemnym widokiem.
— Wszelki duch!... skąd ty tutaj, Miś?! — w tem ubraniu? — —
Krótka relacya Michała uspokoiła wykrzykniki.
— Siadaj, Miś! dywanik piękny i suchy. I powiedz, co z tobą.
Usiedli na wrzosowisku obok siebie. Łaukinis, który miał zwyczaj przypadać i wynurzać się, jak dzikie stworzenie leśne, ukrył się gdzieś w krzakach. Nic też innego nie było do roboty, jak czekać. — Psy zapędziły się daleko za sarnami.
— Co tam w mieście! nic ciekawego! — machnął ręką Michał opowiadaj ty, co się u was dzieje. — Jakże tobie, dobrze z Janielką?... z panią Anielą?
— Że i lepiej nie potrzeba. — A polować nie przeszkadza mnie, jak widzisz. Łosia zabiłem w przeszłym tygodniu.
— Opowiadał mi Łaukinis.
— To i wiesz wszystko, kiedy z nim gadałeś.
— Właśnie, że nie. O Warszulce niczego się nie dowiedziałem.
— Jakto? nie mówił?! — uparta sztuka. — A ja myślałem, on tobie teraz druh, że oddałeś jego synowicę Trembelowi...
— Dość niby łaskaw na mnie... Ale powiedz, Stachu — wyszła za Trembela?
— Jeszcze w septembrze pobrali się i wyjechali.