Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   199   —

ust przychylone; przeczyły im cieniste gąszcze usłane dla kochanków; cmokały na te prawa satyrycznie drozdy, poskakując po gałęziach:
— Głupi Michałku, gdzie leziesz? — cmokały z litewska — ochota tobie mózg suszyć po miastach, książki połykać, szukać szczęścia, gdzie go niema? Ot, czeka na ciebie, Warszulka, sama ta słodka jagoda nasza, dla ciebie dojrzała, ciebie prosząca. Ona tobie kochanka i żona — takiej po miastach nie najdziesz. — — — Odchodzisz — niedobrze ty robisz — cc — cc, cc — cc!...
A głos Warszulki niewypowiedziany, zaparty w gardle, ścigał Michała aż do drzwi dworu, potem długo jeszcze, długo przez życie:
— Panicz!... panicz!...