Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   150   —

Wspomniano zatem na chwilę, że ojciec Janielki, Dominik, od kilku już lat spoczywa pod ziemią. Miał piękny pogrzeb i kilka żałobnych nabożeństw; zapewne już w niebie świeci Pan nad jego duszą, bo chłop był zacny i pracowity. Dobrze i jemu — pomyślano — ale nam nie gorzej pod ziemskiem, radosnem słońcem. Nawet dziadowi Józefowi nie pilno było do chwały wiekuistej. Para zaś narzeczonych myślała i mówiła tylko o życiu ziemskiem, którego szczęśliwe przedłużenie stworzyć miała pospołu.
Michał Rajecki, wyszedłszy z kościoła, skierował się także do grupy ludzi szczęśliwych. Podał rękę narzeczonemu i staremu Trembelowi; innym ukłonił się okolnem uniesieniem kapelusza. I niebardzo wiedział, o czem mówić z tymi ludźmi, dla których żywił jednak serdeczną przychylność; zbyt odmienne były ich zajęcia, kultura, ideały... Nie miał bynajmniej przekonania, że ich życie jest gorsze, mniej warte dla wewnętrznego zadowolenia i dla społecznego pożytku, — owszem, może i lepsze z wielu względów, ale tak inne! Żeby z nimi żyć ściśle, trzeba albo schłopieć, albo ich przyciągnąć do swojej wyższej kultury — przypomniał sobie Michał zdanie starego Pucewicza. — — Jeżeli już wie o zaręczynach syna, musi być mocno rozdrażniony?
Jak odpowiedź na to zagadnienie wpadła propozycya Stacha:
— Cóż, Janielka, pojedziem zaraz na obiad do Gaczan?
Narzeczona skłoniła głowę potwierdzająco.
— I dziad Józef przyjedzie?
— Wszak możno...
— I Antosia? Piotr? — — Matka Dominikowa już musi być w Gaczanach — Ojciec mój oczekuje dwunastu osób.
Więc wszystko w porządku — pomyślał Rajecki — pan Leonard już się pogodził z zamiarami syna, jak dawniej nie protestował przeciw wyjściu córki za Bomsego... Tak — siły przeżyte usypiają; młode pędzą żywiołowo wzwyż, splatają się, rosną w przyszłość — — Nie trzeba im przeszkadzać. — Z dobrych, choć różnych, ziaren nie urodzą się chwasty. Można zasiać razem żyto z pszenicą — byleby razem dojrzały — —
Myślał tak na uboczu i nie mieszał się do rozmów. Był także trochę dotknięty tem, że go Stach nie prosił na dzisiejszy obiad do Gaczan. Czy będzie tam zabawnie, wątpił, lecz był ciekaw tego familijnego już zebrania z liczebną przewagą włościan. I jak zachowa się pan Leonard, człowiek zaśniedziały, ale przecie wytrawny i kulturalny? — Do Stacha, serdecznego przyjaciela, miał Michał inne też urazy: od pewnego