Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   142   —

zatok, zalanych łąk! Ksiądz pojedzie na prawo, ja na lewo — albo na odwrót? — Dla obu wystarczy do wieczora.
— A wikarego mnie oddajesz?
— Ani myślę. Tak, jak siedzimy, spotkamy się przed wieczorem — i na kolacyę do Jużynt. Matka będzie bardzo rada.
— I pięknie! — odpowiedział ksiądz Stulgiński.
Przyglądając się pogodnej, zdobywczej postaci Rajeckiego, zaczął bez związku z poprzednią rozmową czynić uwagi zwykłym swym, poczciwie rubasznym tonem:
— Ot, dobrze takiemu! Majątek ma piękny, czasu wiele, strzelby zagraniczne — — uczy się tam gdzieś per dominum pstrum, a kiedy przyjedzie do nas, cały dzień poluje, wieczorem zawraca głowy pannom z sąsiedztwa, a w nocy dziewczyn szuka po odrynach. I jak tu się z nim mierzyć nam, parobkom bożym!
Ksiądz Lelejko spuścił oczy, proboszcz rozśmiał się głośno, a Rajecki pomyślał, że rozmowa o miłości fizycznej byłaby z księdzem Stulgińskim weselsza, niż z wikarym, ale i pospolitsza.
Płynęli czas jakiś czółno przy czółnie, kierując się od wyspy do lewego brzegu. Toń gładka i przyjazna żadnego nie stawiała oporu, trzeba było tylko żwawiej pracować wiosłami, gdy przecinano rzekę Świętą, a prąd znosił dubicę w swym kierunku. Stasiulanis igrał z tą trudnością. Lelejko wysilał się niepomiernie, więc Rajecki chciał wyręczyć młodego księdza, lecz ten upierał się przy swej robocie; chciał być użyteczny. Proboszcz objawiał gderliwie swe zdanie:
— Daj ty jemu, Misiutek, zmachać się porządnie. Młody i zdrów, kiedy przymęczy się, nie tak będą mu świeckie myśli w nocy dokuczały.
Tani ten żart dał poznać Michałowi, że Lelejko nie zwierzył się proboszczowi ze swej wysokiej teoryi, o której przed godziną dyszkurował z nim, Rajeckim, choć pierwszy raz go spotkał. Pochlebiło mu to i bardziej jeszcze przekonało do księżyka. Przyglądał mu się i postanowił bliżej jeszcze go poznać. Odkrywał w nim jednak i drobne niedoskonałości, naprzykład braki kultury estetycznej.
Na brzegu, do którego płyneły czółna, błysnął w słońcu biały domek świeżo wymurowany wśród nagiego pola, bez wdzięku.
— Ot piękny domek pobudowali — odezwał się Lelejko, pociągnięty przez jaskrawą plamę.
— Gdzie on piękny? — fuknął zaraz ksiądz Stulgiński — kawał