Michał, wzywany poniekąd na arbitra między ojcem a synem, czuł się nieswojo, nie mógł dojść do własnego zdania w tej mierze dla prostej przyczyny, że nigdy poważnie o tem nie myślał. Trembele? — Tak — był u nich kilka razy ze Stachem na podwieczorku podczas polowań na kaczki i cietrzewie. Stach umizga się do Janielki. Ładna dziewczyna, ale co za porównanie do Warszulki! A zresztą w Jużyntach nie widywał chłopów gośćmi we dworze. Tu ich Stach zaprasza — Co lepiej?? — —
Wyraził coś w tym rodzaju chwiejnie, z restrykcyami i nie wspominając wcale o Janielce. Ale staremu Pucewiczowi właśnie o nią chodziło.
— Wiem, jest tam spódniczka, która go ciągnie: córka Dominikowej. Cóż on tam z nią?... To chłopy harde, może im się przywidzieć, że Pucewicz ożeni się z Trembelówną?...
Rajecki wykręcał się absolutną niewiadomością co do stosunku Stanisława z Janielką. I naprawdę niewiele o tem wiedział.
— Widzisz, Misiu, jest tak: Stach ci przyjacielem, ale i ja także. Młody jesteś, lecz bywasz po miastach, po uniwersytetach, możesz mieć dobry wpływ na Stacha, chociaż starszego. Chodzi tu o przyszłość naszą, Pucewiczów. Z całem zaufaniem udaje się do ciebie, abyś mi powiedział, co wiesz o ich stosunku. Romansują z sobą, co?
Michał, pogłaskany i ujęty przemową starego przyjaciela rodziny, odpowiedział otwarcie:
— Mogę panu wyjawić tylko moje przypuszczenia, bo Stach mówi mi o wszystkiem szczerze, o Janielce zaś bardzo mało i tajemniczo.
— To właśnie najgorzej! — frasobliwie potarł czoło pan Leonard — pewno wyobraża sobie, że się w niej kocha?
— Może być; od pewnego czasu zmienił się trochę.
— To jest, że mniej biega za innemi dziewczynami? — — mów wyraźnie, Misiu — I ja przecie byłem młody — rozumiem.
— Niby... tak — wykrztusił Rajecki.
— A przez całą zimę żebyś go widział, Misiu! Wypędzałem do miasta, do Wilna, gdzie są u przyjaciół panny na wydaniu — nie i nie! Poluje i siedzi w Trembeliszkach! Daj Boże, abym się mylił, ale on może chce się żenić z tą... Janielką?
Wstał od stołu i przeszedł się, rzucając wielkie kłęby dymu fajczanego. Tylko najsilniejsze wzruszenia wyrywały go z pozycyi siedzącej bez koniecznej potrzeby.
Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/127
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
— 114 —