Strona:Józef Weyssenhoff - Soból i panna.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

A teraz się dzielmy, dzielmy,
Towarzyszu mój!
Tobie zając i sarna,
A mnie soból i panna,
Towarzyszu mój!

— Sobola nie będzie, a panny nie chcę — dodał Michał komentarz.
— Oj, nie zarzekaj się, Miś! Chyba, że kochasz się? Tedy co innego.
— Może być — odrzekł Michał tajemniczo.
A choć starszy towarzysz mignął tylko oczyma i o szczegóły nie pytał, młodszy mówił dalej, bo w tej chwili musiał mówić:
— Mnie się zdaje, że i ona trochę... Ale trudno wiedzieć, bo są wyjątkowe okoliczności.
— Nie próbowałeś zapytać?
— Tak... pod figurą.
— Pod figurą?! Tak już daleko zaszło między wami?
Parsknęli krótkim, zmysłowym śmiechem.
— Nie rozumiesz mnie, Stachu, bo nie mogę powiedzieć, o kogo chodzi. Ale... wyobraź sobie naprzykład taką gęstą leszczynę, jak ta, obok której przechodzimy...
— I wyobrażam. No?
— Byłem z nią sam na sam w takiej leszczynie.
— No i cóż? — czekał Stanisław z podnieconą już ciekawością.
— Poszliśmy na orzechy, we dwoje. O, daleko stąd — nie znasz tamtych stron. Nic prawie nie zebraliśmy, tylko — rozumiesz? — to ja podam jej rękę do trudniejszego przejścia, to ona mnie skubnie za rękaw — — A mówiliśmy o różnych rzeczach, wesoło. Jak się z nią mówi wesoło, to jej oczy mienią się fioletem. Zwykle ma oczy niebieskie — — Więc ja miałem z sobą derkę, którą wziąłem z bryczki; chcieliśmy odpocząć, rozesłałem tę derkę na ziemi i usiedliśmy na niej oboje. Wtedy nagle rozmowa urwała się — i ani rusz! — — Słuchaj, Stachu, czy ty pocałowałeś kiedy kobietę... z towarzystwa?
— Z jakiego towarzystwa?
— No, z naszego — kobietę, którą się spotyka i w salonach?
— O wa! — wykrzyknął Stanisław zagadkowo. — Ale jakże tam skończyło się między wami?
— Nic się nie skończyło — w tem rzecz! Raczej się zaczęło. Śni mi się po nocach — a już, jak mi gdzie zapachnie leszczyna...