Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

“Skakał na jamszczyku”, który, pomimo, że targał konia, zmuszając do wyścigowego kłusa dzikimi okrzykami, pomimo, że nosił sarafan i kaszkiet rosyjski, a siedzenie miał wypchane do rozmiarów nadprzyrodzonych, gdy się zapoznał z Kotowiczem mówił po polsku i dawał żądane objaśnienia.
Kotowicz nie pożądał tymczasem niczego ze sklepów, szukał według zanotowanych adresów: technika leśnego, stolarza i fabrykanta robót cementowych. Ci ludzie, coś produkujący, nie mieszkali w kramarskiem śródmieściu. Z uczuciem ulgi wjechał w uliczkę szerokości zaledwie jednego powozu, w pobliżu placu Katedralnego; rynsztok biegł środkiem tego stromego zaułka między wysokimi, ślepymi murami; w rozstępach murów błyskał widok wesoły na rzekę Swisłocz i zielone, niższe miasto.
Ale technika leśnego nie było w domu...
Więc znowu przeleciał Edward górne miasto wyciągniętym kłusem — już go poznawali żydzi i czapkowali mu, zapraszając do swych kramów. Zabrnął teraz w ulicę szeroką, wiejską, niebrukowaną, między dwa rzędy przyciętych topoli i drewnianych dworków drzemiących. Ale i stolarza, który mieszkał w jednym z nich, nie było przy warsztacie; nie można było nawet dowiedzieć się napewno, kiedy powróci...
Mimowolnie porównał Edward beztroskę chrześcijan z zawziętem czyhaniem żydów na klijenta.
Szukał teraz fabrykanta cementu, gdy zaczął padać deszcz rzęsisty. Woźnica podniósł budę doróżki, tak nizką, że Edward mógł pod nią siedzieć tylko skulony. Tymczasem nadciągnęła burza wiosenna, żądna pohulania, jak sfora ogarów, trzymana przez całą zimę na uwięzi. Ulewa zasnuła odra-