Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wna, bo ma formę świetną, zapożyczoną z Zachodu i duże talenty pisarskie, ale za treść ma tylko — nie pierwotność poetyczną i cenną, ale dzicz zwyrodniałą, zgniłą przed okresem dojrzałości, zdziczenie dziczy.
— Za to literatury dojrzałe są bardzo nudne, panie Kotowicz! Mnie się wydaje, kiedy czytam francuską książkę, że pisze jeszcze ten stary człowiek z 18-go wieku, przebrany tylko w nowy surdut.
— Bo narody zachodnie, choć się przekształcają, ewolwują z tradycyi. A postęp świata jest jednak najokazalszy na Zachodzie. Wschód zaś Europy nie ma zdolności do cywilizacyi: gnije, nie wydawszy z siebie nic prawie dla ludzkości — jak Bizancyum.
— A Grecya?
— To był kwiat południa — wspaniały. Dawno jego nasiona wsiąkły w glebę europejską, we Włochy, we Francyę. Szczep już nie istnieje.
— W takim razie pan nie jest wcale Słowianinem, panie Kotowicz.
— Bardzo zachodnim, proszę pani. A nawet, mówiąc poprostu, jestem Polakiem. To jest pojęcie odrębne. Grzebać się w swych protoplastach z przed okresu ustalonych typów narodowościowych? — Moglibyśmy dojść do tego, że jesteśmy wszyscy Indusami.
— A ja jestem wschodnia — odezwała się Marcelka przekornie.
Spojrzał na nią Edward zrazu ostro, potem, ujrzawszy, jak promień słońca gra w jej złotych włosach, na zapłonionej twarzy, na oczach i ząbkach wyiskrzonych wojowniczo, uznał, że należy zakończyć dyskusyę i rzekł z uśmiechem: