Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Oto jak ja już nie śmiał pytać, nie miawszy pana rozporządzenia. Raz pan powie: przedać, pójdzie robota i szparko.
— Wiesz pan przynajmniej, kto to chce nabyć?
— Wiem — generał Smirnow.
— Generał! — zadziwił się Kotowicz.
— I pełny! U niego w Mohilewskiej gubernii dacza poduchowna jest, tylko co dranna — a teraz córeczka jego zamąż idzie — za kniazia, powiadają. Tak młodym ziemi chce się nad rzeką i wielkich lasów do polowania. Powiadają: kniaź strach jaki ochotnik! — A generał Smirnow zapłacić może, bogaty on, na córce ministra on żenił się swojej pory. On i czasownię u siebie pobudował — gubernator i archirej ekstrennym pojazdem przyjeżdżali...
Kotowicz słuchał przez piąte dziesiąte, rozważał zaś głównie okazyę pozbycia się jednym zamachem długów, a może i otrzymania znacznej superaty, któraby mu zagwarantowała zupełną swobodę działania. Uda się może nawet dogonić uciekającą Teo, ująć, pozostać z nią na zawsze. — Nagle uderzył go ton gawędy Juchniewicza.
— Pan jest przecie z tutejszej szlachty?
— Rozumie się! dworzanin z dziada, pradziada — odparł zdziwiony rządca, otwierając usta okrągło pod nawisłymi ku brodzie wąsami.
— I katolik?
Projekt nie był tymczasem udatny, jednak dowodził, że, skoro zdarza się odrazu kupiec, znaleźć się mogą wkrótce inni, odpowiedniejsi. Ale gdzie ich szukać i z czyją pomocą? Juchniewicz nie wydał się Kotowiczowi pomocnikiem pewnym; że zarządza Turowiczami od lat wielu, to jeszcze nie dowód jego samozaparcia — — Z natury czynny i przedsiębiorczy Edward czuł się obecnie bezradnym