Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzielnej pannie na wysłuchanie jeszcze może gorszej wieści. Ale wypytywał Moroz:
— Toż tobie, Jeusiej, gospodyni nie powiedziała, kudy panou paniesło?
— Ona, każe, nie wiedaje. Dziesięć dni temu nazad jak na maszynę siedli, tak pojechali. I szukaj ich, koli choczesz. Osowski pan powrócił i znowu do Mińska, każe, pojechał. A waszego jeżeli w Turowiczach niema, tak musi oparł się gdzieś daleko...
Renia obróciła się szybko i weszła do domu. Moroz pogawędził chwilę z Jeusiejem, kazał sobie powtórzyć dokładnie wiadomości, poczem skwaśniał zupełnie, splunął — i wybierał się z powrotem do domu. Na łosia było już dzisiaj zapóźno, o wycieczce na jutro nie śmiał wspomnieć Reni, która zresztą przepadła gdzieś w pokojach wiedział, że nie zgodzi się, zgadywał, że cierpi.
— Ot, pańskie maniery! — zwracał swe wymówki nie do Reni, lecz do Edwarda — dobra tu wszystkiego ma, ile człowiekowi potrzeba — i ucieka.