Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Świat mi niemiły, oprócz ciebie, Hreniu.
Dzień warczał robotą, a igrał i śmiał się. Ojciec był w polu, Renia po wszystkich kątach domu i podwórza, Marcelka uczyła się po angielsku. Od pewnego czasu odłożyła na bok literaturę rosyjską, którą dawniej studyowała namiętnie, rzadziej wybiegała aspiracyami poza granice Kurenicz, zaraziła się pogodą i spokojem rodzinnego gniazda. A było jej z tem do twarzy, bo schudła od konnych wycieczek, na które wyciągała ją Renia, i nie przystrzygała krótko włosów, więc uczesanie zaczęło ubierać jej głowę obfitym szaro-płowym kołpaczkiem, mniej oryginalnie, ale swojsko i ponętnie. Naturalne przymierze sióstr, rozluźnione nieco przez lata pobytu starszej w Moskwie, wzmogło się teraz, choćby dlatego, że Renia dorosła i stała się towarzyszką jedyną do rozrywek, do zwierzeń, do całego życia. Obie mówiły sobie zasadniczo wszystko, a choć zdawało się Marcelce, że ona ma przewagę rozumu i doświadczenia nad Renią, ona, starsza, ulegała pod wielu względami wpływowi młodszej siostry; przesiewała i sprawdzała sumienniej swą mądrość, — cenzurowała skrupulatniej swe doświadczenia, gdy się dzieliła niemi z Renią. Bo Renia jeszcze dziecko — — ale już takie, od którego poglądowo można się nauczyć wartości cnoty. Cnota Reni, tak prosta i wesoła, tak radykalnie skuteczna do zadowolenia siebie i bliźnich! Siostry popierały też nawzajem swych domniemanych konkurentów: Renia chwaliła przy każdej sposobości Bronisława Dowbutta, Marcelka “przekonała się, że Kotowicz jest dystyngowany”. Każda musiała też ciągle wiedzieć o drugiej, co robi i co myśli; były w najszczerszej przyjaźni.
— Co ty tam wyrabiasz, Reniu?