Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XV.

Antoni Olesza siedział samotnie na pierwszem piętrze swego familijnego gołębnika pod cieniem drewnianej galeryi. Zapylone długie buty i pomięte ubranie nosiły ślady świeżej wędrówki po polach, gdzie przed południem dozorował zwózki zboża. Rok był w gospodarstwie obfity, ale burzliwy; — trzeba było chwytać zboże do stodół w przerwach pogodnych, wykręcać się przemyślnie z robotami letnimi Po obiedzie córki i pani Dowbuttowa z synami poszły do lasu na grzyby, a pan Antoni dawał krótki odpoczynek sobie i koniowi, który stał w pogotowiu do wieczornego objazdu. „Skarbiec“, czyli dom zamieszkany przez rodzinę, był środkową strażnicą okólnika, łatwą do obejścia do okoła przez otokowe galerye na parterze i na piętrze. Nad dachem górowała jeszcze latarnia, służąca do szerszego obejmowania wzrokiem okolicy. Olesza wybierał zwykle na odpoczynek w lecie galeryę piętrową, przewiewną i zbliżoną do koron drzew ogrodowych, gdzie miał niepospolite towarzystwo ptasie. Do paru grubszych pni przybite były małe pudełka z otworem i podestem, przeznaczone na mieszkanie muchołówek. Pierwotnie te pudełka pomalowano na czerwono, ale szare ptaszki nie śmiały zamieszkać w purpurowych domkach; więc zrobiono domki naturalnej barwy drzewa, w których obecnie muchołówki wdzięcznie się zagnieździły. Na suchym konarze jesionu, tuż przy