Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Puszcza.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.

Kotowicz powrócił z Mińska razem z Sasem w zupełnie przyjacielskiej komitywie, mocno ugruntowanej na sympatyi wzajemnej i na poważnych już usługach ze strony Sasa, którego lewa połowa starczyła, jako podpora, za kilku ludzi. Znał się na wszystkiem, udzielał rad pomysłowych i praktycznych, a posunął się jeszcze dużo dalej w uczynności. Dobywszy z Edwarda wyznanie ogólnego stanu interesów, spostrzegł trafnie, że Edward rzuca się i spieszy nadmiernie z powodu absolutnego braku gotówki kredytu. Po dwóch dniach drobniejszych zabiegów, przy których i Sas kusztykał zawzięcie swą laską, spotkali się znowu przyjaciele w “Selekcie”, gdzie nagradzali sobie dzienne trudy gawędą przy skromnej, lub mniej skromnej biesiadzie.
— Tak więc obacz, panie Edwardzie: od żydów nie pożyczysz na możliwy procent, bo już się zwiedzieli, że twoich wekselków dużo się szasta po świecie. Z bankiem zaczynać? — formalności bez końca. A tu potrzebne zaraz dwie prolongaty, o których wczoraj mówiliśmy, zapłata zamówionych rzeczy i trochę luźnego złota w sakiewce, ażeby brzęczało na ochotę. Bo kiedy wiatr świszcze przez pustą kieszeń, tak ponuro na świecie, jakby cię kochanka zdradziła... I wszystko posyłasz do czorta, niech on za mnie gospodarzy! Cóż, nie prawda?..