Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Nowele.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   186   —

cała krew napływa mi do głowy i że wymową nic nie zdołam.
We drzwiach ukazała się Celina w czarnej sukni. Postąpiłem ku niej szybko, ale ona cofnęła się z takim wyrazem przestrachu, żem stanął i skłonił się tylko, przepraszając. Po wymianie kilku niezgrabnych słów, usiedliśmy. Odrazu poczułem się śmiertelnie zgnębionym i znikła mi radość oglądania Celiny. Ona siedziała przede mną zarumieniona, oczyma wypraszając się od mego wzroku.
Trzeba było jednak coś powiedzieć, więc zacząłem:
— Nie bój się mnie, pani, ja tu przychodzę bez żadnych nadziei, bez próśb nawet; chciałem cię tylko przebłagać i zobaczyć trochę litości w oczach twoich.
Nie zupełnie szczerze mówiłem. Przed chwilą jeszcze miałem w sercu tysiące próśb i nieokreślonych nadziei, alem sobie wyobrażał nasze spotkanie zupełnie inaczej. Tymczasem Celina, po dość długiem milczeniu, odezwała się:
— Postępowaniem swojem zakończył pan całą naszą historyę.
Frazes z listu. Czy ona w tych paru nieznaczących wyrazach chce zamknąć wszystko, czego po jej sercu się spodziewam, albo wszystko, co jej serce dać może? Mógł to być jednak skutek zmieszania i niespodzianki, sprawionej moim nagłym przyjazdem.
O co tu ją zapytać? Jak zapytać o jedyną rzecz ważną, czy mnie jeszcze może kochać?... Zapytałem zaś, zdaje mi się o to, co myśli teraz robić?
Odpowiedziała dość obszernie i nie pamiętam już,