Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   97   —

każe. Ale mnie w domu nie zastałeś — rozumiesz? Niema mnie w domu. Tak powiedz tym panom.“ Co ja teraz, nieszczęśliwy, mam począć?!
Wtem zadzwonił telefon z pałacu. Poskoczył Leciewicz i kłaniał się znowu inaczej, słuchał pogodniej, wreszcie, nie zamykając aparatu, odwrócił się do Bronka z gestami wymownie zachęcającemi:
— Proszę, proszę do telefonu!
— Przecie zastrzegłem, żeby o mnie nie wspominać.
— Ale prosi kogokolwiek z wojskowych — pani hrabina!
Nawet tak zatwardziały wojak, jak Pomian, rzucił się bez namysłu do głosu matki:
— To ja, mamo — Bronek.
Ekonom przez dyskrecję oddalił się do drugiego pokoju. Usłyszał tylko przygłuszony, lecz przenikliwy głos kobiecy:
— ...Dziecko!...
A potem niektóre słowa Bronka:
— Zdrów jestem zupełnie. — — Wzięliśmy Kielce prawie bez krwi rozlewu. — — Dobrze. — — Nie zapominam, mamo.
Przedłużała się rozmowa, coraz cichsza.
Aż oderwał się wojak od telefonu i przeszedł się parę razy po pokoju, aby twarz rozedrganą doprowadzić do właściwego, marsowego wyrazu. To też był prawie groźny, gdy wyszedł przed dom i oznajmił towarzyszom broni:
— No, mamy oba konie — darmo.
— Należy się urzędowe od nas podziękowanie ojcu — zaproponował porucznik Grot.