Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




6.

Wystarczyło paru tygodni wojny na pokrycie żałobą szczęśliwego zakątka ziemi Radomskiej. Nikt stąd nie poległ na wojnie, ani został raniony, ani nawet zachorował. Tylko niemiłosierny kataklizm zgasił wszystkie ogniska normalnego życia, zasmucił uśmiechy, zniweczył porywy, zasłonił zmorą ludzkie poczynania. Choć jeszcze lato paliło się na ziemi, nie grzało, ani cieszyło nikogo. Pogoda, to wieczyste źródło ludzkiego szczęścia, zepchnięta została na drugi plan przez nieobliczalną wojnę.
Pierwszy raz od roku 1905 zagasły wielkie piece w Rudnikach, nie z powodu strajków, lecz dlatego, że wzięto do wojska połowę robotników i urzędników. Usilne zabiegi dyrektora nie zdołały dotąd wprowadzić w ruch fabrykę. Dom mieszkalny wyludnił się, bo wszyscy goście rozpierzchli się z konieczności. Wszystko, co się tu zżyło, zawiązało, naszkicowało w projektach — prysło, albo popadło w zagmatwanie beznadziejne.
Dominik Gimbut, pracownik systematyczny i uparty, zaczął się rzucać, przeciw swej naturze, ale poznaw-