Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   75   —

wieniem Celestyna żywo rozprawiającego z Bronkiem Linowskim i panną Zofją Czadowską. Pili nawet coś i trącali się szklankami.
Nie mając powodu ani ochoty do cichego skradania się, zbliżył się szybciej i głośno powitał znajomych. Ci się trochę stropili, jakby zapomnieli o terminie schadzki. Zwłaszcza Bronek wstał sprężyście od stołu, klasnął w dłonie, zapłacił za wino i zaczął się żegnać. Pannę Czadowską zapalczywie pocałował w rękę, a dłoń Celestyna ściskał i trząsł potężnie, niby dawny przyjaciel. Pożegnał się też ze Sworskim i oddalił się szybko.
Dopiero potem zapytał Tadeusz:
— Jakież to spiski knuliście państwo w tej karczmie?
— Spiski nie nasze — odpowiedział Celestyn uroczyście — jego...
Sworski spojrzał na Łubę ironicznie:
— Tęgi z pana spiskowiec — jużeś się pan przyznał do spisku.
— Panie Tadeuszu! — wmieszała się w to Zofja — sam pan naszą rozmowę nazwał spiskiem, więc i pan Celestyn powtórzył: spisek. Młody Linowski opowiadał nam o swoich sprawach.
— A skądże taka zażyłość pana z tym młodzikiem? Przecie go pan tutaj dopiero poznał? — zwrócił się Sworski do Łuby.
— Młodzieniec szlachetny... — odrzekł Łuba tajemniczo.
— Rozumiem — Similia similibus gaudent. — A wino było dobre?